Obecne protesty rolników koncentrują się przede wszystkim na walce z „zielonym nieładem” oraz wstrzymaniu napływu podejrzanie tanich płodów rolnych i taniej przetworzonej żywności spoza państw Unii Europejskiej. Dotyczy to nade wszystko importu z Ukrainy. Nic dziwnego, że polscy rolnicy żądają także wsparcia finansowego państwa na przywrócenie opłacalności produkcji zbóż. Wszak w przysłowiowych silosach BIN, czy też w innych rodzajach magazynach- u wielu rolników- zalega niesprzedana pszenica z czasów, gdy można ją było sprzedać po 1800 złotych za tonę. A do tego „niesprzedawania ziarna „rolników – jak pamiętamy- namawiali przedstawicieli ówczesnej władzy.
W rozmowie z prezesem zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Waldemarem Brosiem, którą przeprowadziłem 12 lutego zgodnie zwróciliśmy uwagę na fakt, że nie słychać ani widać, aby protestujący rolnicy wysuwali postulaty związane z olbrzymim zagrożeniem opłacalności produkcji mleka. Ubiegły rok był bardzo trudny dla produkcji i przetwórstwa mleka w Polsce. Ten rok, jeżeli w marcu nie popłyną z rynku sygnały poprawy, co jest nie tylko moim zdaniem mało realne, może być, znacznie trudniejszy od poprzedniego. Z racji unijnych obostrzeń, w tym też wspomnianego „zielonego nieładu” a także z powodu wysokich cen energii produkcja i przetwórstwo mleka są bardzo kosztownym przedsięwzięciem. Niewątpliwie masowe protesty unijnych rolników doprowadzą do pewnych złagodzeń wynikających z „zielonego nieszczęścia „. Ale wprowadzenie owych złagodzeń, konkretnie nie wiadomo jeszcze jakich, nastąpi najwcześniej za 7-8 miesięcy. To znaczy wówczas, gdy okrzepnie nowy Europarlament i ukształtują się nowe władze Komisji Europejskiej. Wszak zmiany zielonego ładu wymagają szereg debat, narad i konsultacji. Jednak dla zapobieżenia mlecznej katastrofie wymagane są konkretne działania tu i teraz- to znaczy podjęte jeszcze przez obecnie rządzących Unią Europejską, w tym i naszego komisarza Janusza Wojciechowskiego. Nade wszystko potrzebne są działania interwencyjne na rynku odłuszczonego mleka w proszku oraz masła, a także serów twardych i to po urealnionych cenach. Śmieszny, przepraszam: raczej straszny, jest na przykład wykup interwencyjny proszku po cenach wykupu sprzed ponad 10 lat. Konkretnie takich które gwarantują cenę mleka w skupie na poziomie 90 groszy za litr. Nawet jak stawki wykupu czy też stawki stosowane w przechowalnictwie ulegną realnemu zwiększeniu to nie jest zbyt kosztowne rozwiązanie. Budżet UE na pewno owe obciążenie wytrzyma. A im szybciej interwencja zostanie uruchomiona tym bardziej będzie ona tańsza i efektywniejsza.
Przedłużająca się wojna na Ukrainie niewątpliwie wymaga powiększenie stanu rezerw strategicznych państw UE. Ze szczególnym uwzględnieniem państw przyfrontowych, do których należy Polska. W przypadku branży mleczarskiej chodzi o zwiększenie zapasów masła, mleka w proszku oraz odżywek dla niemowląt i dzieci, a także dla osób przewlekle chorych. Powiększenie rezerw strategicznych powinno być również współfinansowane przez Brukselę. Wszak im gorzej będzie na Ukrainie, tym bardziej ten kraj będzie potrzebował pomocy żywnościowej. Poza tym może się drastycznie zwiększyć napływ uchodźców z Ukrainy. I to tych biednych, którzy nie będą mieli dostatecznych środków, aby żywność w polskich sklepach.
W rozmowie z prezesem Brosiem poruszamy też tradycyjnie kwestię złych uregulowań prawnych związanych z działalnością wielkich sieci handlowych. Nie pozwalają one bowiem na sensowne ograniczenie poziomu sprzedaży produktów – w tym i mleczarskich -pod własnymi markami sieci handlowych. Dynamiczny rozwój tych marek oznacza nie mniej nie więcej uratę wartości i wypadanie z rynku tradycyjnych marek czołowych polskich producentów zarówno spółdzielczych jak i prywatnych. Gorąco zapraszam do objerzenia nagrania wideo.
Źródło: Polska Rolna – Nowy Przegląd Mleczarski